Jak już wspominałam zebrałam się w końcu w sobie i podjęłam decyzję o ogarnięciu mojego włóczkowego chaosu. Taaa... Podjęcie decyzji było tą łatwą częścią. Realizacja planu wymagała prawdziwego samozaparcia. ;-) No ale zaczęłam dzielnie zwijać w okolicach niedzielnego poranka.
I zwijałam... i zwijałam... i zwijałam.
Między 15 a 16tą miałam serdecznie dość ale byłam dzielna.
Postanowiłam podzielić kolekcję na grupy kolorystyczne i chyba był to dobry pomysł. Zdecydowanie łatwiej jest myśleć o ciekawych połączeniach barw w momencie kiedy mamy wydzielone grupy.
Okazało się że trochę tego mam a zwijałam tylko te mniej schludne motki i zaplątane kłębki więc to co jest na zdjęciach stanowi około 60% mojej kolekcji.
Wełnę kupuję w różnych miejscach. Hurtownie, pasmanterie ale też second handy. Czasem ktoś mi po prostu da to co mu zalega w domu. Lubię zwłaszcza zdobycze z lumpeksów gdyż trafiają się naprawę cuda. Kupuję zawsze wełnę jeszcze nie przerobioną (tzn. nie prutą).
Aha, pod słowem wełna kryje się również akryl i jego mieszanki z wełną.
Na temat akrylu wypowiem się niebawem, gdyż zaczyna mnie jeżyć bałagan jaki w świadomości moich potencjalnych klientów robią wypowiedzi osób nie do końca wiedzących o czym mówią i piszą.
Poniżej efekty radosnego zwijania. :-)
|
Ło Matko i Córko... trochę tego mam... a to jeszcze nie wszystko. |
Dodatkowo wrzucę Wam organizer na druty jaki sobie uszyłam kilka miesięcy temu. Muszę przyznać, że odkąd go mam moje życie stało się łatwiejsze więc gorąco polecam ten patent wszystkim włóczkoholikom. :-)
Teraz tylko wycieczka do Ikei celem nabycia pudeł w które wrzucę poszczególne kolory i wio do roboty. :-)