Me and my work

piątek, 16 listopada 2012

Nadrabianie zaległości...

No więc jak już wspomniałam w tytule dziś nadrabiam zaległości czyli wrzucam zdjęcia rzeczy wykonanej już czas jakiś temu. Sweter będzie. W bąble.
Bo bąble nie tylko na palcach i piętach mieć można. W wersji dzianinowej są całkowicie bezbolesne.
:-)

Naszło mnie na sweter w bąble ponieważ postanowiłam nauczyć się kolejnego triku na drutach.
Wyszperałam w otchłani sieci wzór. Przetrawiłam go, przyswoiłam i do czynu przeszłam.
Efekt nie do końca był zbieżny z oczekiwaniami, ponieważ rękawy miały być szersze, dużo szersze.
Cóż... następnym razem dodam więcej oczek.
Efekt pozostawiam Waszej ocenie.








poniedziałek, 12 listopada 2012

Chaos ogarnięty.

Jak już wspominałam zebrałam się w końcu w sobie i podjęłam decyzję o ogarnięciu mojego włóczkowego chaosu. Taaa... Podjęcie decyzji było tą łatwą częścią. Realizacja planu wymagała prawdziwego samozaparcia. ;-) No ale zaczęłam dzielnie zwijać w okolicach niedzielnego poranka.
I zwijałam... i zwijałam... i zwijałam.
Między 15 a 16tą miałam serdecznie dość ale byłam dzielna.
Postanowiłam podzielić kolekcję na grupy kolorystyczne i chyba był to dobry pomysł. Zdecydowanie łatwiej jest myśleć o ciekawych połączeniach barw w momencie kiedy mamy wydzielone grupy.
Okazało się że trochę tego mam a zwijałam tylko te mniej schludne motki i zaplątane kłębki więc to co jest na zdjęciach stanowi około 60% mojej kolekcji.
Wełnę kupuję w różnych miejscach. Hurtownie, pasmanterie ale też second handy. Czasem ktoś mi po prostu da to co mu zalega w domu. Lubię zwłaszcza zdobycze z lumpeksów gdyż trafiają się naprawę cuda. Kupuję zawsze wełnę jeszcze nie przerobioną (tzn. nie prutą).
Aha, pod słowem wełna kryje się również akryl i jego mieszanki z wełną.
Na temat akrylu wypowiem się niebawem, gdyż zaczyna mnie jeżyć bałagan jaki w świadomości moich potencjalnych klientów robią wypowiedzi osób nie do końca wiedzących o czym mówią i piszą.
Poniżej efekty radosnego zwijania. :-)









Ło Matko i Córko... trochę tego mam... a to jeszcze nie wszystko.

Dodatkowo wrzucę Wam organizer na druty jaki sobie uszyłam kilka miesięcy temu. Muszę przyznać, że odkąd go mam moje życie stało się łatwiejsze więc gorąco polecam ten patent wszystkim włóczkoholikom. :-)



Teraz tylko wycieczka do Ikei celem nabycia pudeł w które wrzucę poszczególne kolory i wio do roboty. :-)

Szperacz codzienny... ;-)

Padam na twarz. Weekend upłynął mi na porządkowaniu tak zwanych zasobów. Przestałam ogarniać to ile jakiej wełny mam, więc zabrałam się za zwinięcie tego co zwinięcia wymagało. Alles zussamen do kupy zabrało cały dzień... Dżizus...
Teraz relaks a ostatnio podczas relaksu szperam w necie, celem odnalezienia jak najbardziej odjechanych projektów druciarskich. Muszę przyznać, że zdarzają się prawdziwe perełki. Fantazja niektórych projektantów nie ma granic i wobec ich kreacji moje umiejętności są na poziomie, który oględnie określę jako: "Pani nie, pani jeszcze długo nie." ;-)

YSL knitted wedding dress 1965 via vogueweekend
via pintrest

via pintrest
via Sandra Backlund
Sandra Backlund

Sandra Backlund

Sandra Backlund

Sandra Backlund

Sandra Backlund

Sandra Backlund
Sandra Backlund

Sandra Backlund


via lookbook.nu
via pintrest
via http://vingil-lab.livejournal.com

No. Można? Można!

sobota, 10 listopada 2012

Los Sweteros Grande ;)

Tak się czasem zastanawiam co jest takiego w wielkich, ewidentnie za dużych swetrach, że część kobiet (w tym ja) na ich widok zaczyna się dyskretnie ślinić z pożądania... ? ;)
Czy chodzi o to, że gdy je mamy na sobie czujemy się jakieś takie rozkosznie malutkie?
Że możemy się w nie tak zaplątać, zamotać, otulić i jest miło?
Czy że odpowiednio noszony, we właściwym momencie strategicznie odsłoni kokieteryjne i kuszące ramię? Hmm? Nie wiem, ale je lubię. :)

via Pintrest

via Pintrest

via Pinterst

A skoro lubię i mieć chcę, to taki właśnie sweter wydłubałam. Dłubałam tydzień gdyż wzór z tych czasożernych jest. :) Postanowiłam, że dekolt znajdzie się na plecach, gdyż z założenia staram się robić rzeczy nie do końca oczywiste. Uważam też, że dekolt na plecach jest zdecydowanie ciekawszym rozwiązaniem. No i lubię swoje plecy bardzo. :-)
W takim swetrze, zrobimy wrażenie wchodząc i wychodząc. Z przodu jest ciekawie i grzecznie a z tyłu jeszcze ciekawiej, bo mniej grzecznie. :-)






czwartek, 8 listopada 2012

Moher przyjaznym jest...

W naszym pięknym kraju przędza o nazwie moher ma nieciekawą reputację... A to takie fajne tworzywo. Nie tylko na berety. ;-)
Muszę jednak przyznać, że jest to ryzykowne przedsięwzięcie. Nie każdy moher lubi. Nie każdemu się podoba. Zawsze pojawiają się pytania: czy zostawia włoski, czy się mechaci, czy "gryzie"...
Odpowiadając w odpowiedniej kolejności: tak, z czasem tak - jak każda przędza, wyłącznie jak się go zdenerwuje. ;)
Mi moher bardzo odpowiada. Uważam, że jest wręcz widowiskowy i chętnie znoszę pewne niedogodności związane z jego użytkowaniem.
To trochę tak jak z butami. Niektóre z moich szpilek nadają się wyłącznie do siedzenia ...albo do leżenia ;) Nie powstrzymało mnie to jednak przed ich zakupem.
Mój kot też zostawia włoski i czasem gryzie. Trudno. I tak go uwielbiam. :-)
A Wy? Jakie macie opinie na temat moheru?











Reaktywacja

Uprzejmie donoszę, że zostałam kopnięta w to miejsce gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę za to, że bloga prowadzić przestałam zanim na dobre zaczęłam.
Nie mam sensownej wymówki na to dlaczego przestałam, więc oszczędzę wam kiepskiej. ;)
Napiszę jedynie, że marazm jakiś był lekką rezygnacją podszyty i jedynie na FB się udzielałam.
... aż mi się wstyd zrobiło jak tu zajrzałam i zobaczyłam, że ponad tysiąc osób zaglądało.
Czyli jednak ktoś tu wchodzi. Rany jak miło! :-)
Pisać więc będę ponownie, a jak nie będę miała o czym, to chociaż jakieś słit focie wrzucę. ;)